Nasze pierwsze wspólne Boże Narodzenie było.. co tu dużo mówić 'tragiczne'.
W naszej mieścinie zapanował jakiś wirus który roznosi się z prędkością światła.
Filipa dopadł przed Świętami, męża w drugi dzień Świąt a mnie 'oszczędził' - katar, kaszel.
Okropny, zdzierający gardło suchy kaszel, gorączka dochodząca do 40 stopni i TOTALNA niemoc.
Rafała zwinęło wieczorem w Boże Narodzenie (w nocy tragedia - myślałam że zejdzie) ..
i dopiero dziś był w stanie wstać z łóżka i jako tako funkcjonować.
Wirus nie oszczędził ani teściów, ani szwagierek/ów, ani dzieci, ani starych, ani młodych..
wszyscy jak jeden mąż się załapali..
W drugi dzień Świąt mieliśmy chrzciny małej Nataszki.
Poszłam sama na 3 godziny i wróciłam do domu.
Już pomijam że połowy gości na chrzcinach nie było i połowa była kaszląca, kichająca.
Także nasze Święta spędziliśmy w domu ciężko pokaszlując, smarkając i się męcząc..
ZDROWIE PRZYBYWAJ ! Kilka zdjęć udało się ustrzelić :)
  | 
| mucha hand-babcia-made :D | 
  | 
| tak było u nas.. | 
  | 
| z tatą :) | 
  | 
| zabijamy czas.. | 
  | 
| z mamą :) | 
  | 
| Mały Kurczaczek :) |